Fryderyk chopin był słynnym kompozytorem ,tworzył muzykę .spędzał bardzo wiele czasu na komponowaniu .fryderyk miał ardzo dużo pracy. mimo to grał jeszcze na jednym instrumencie .były to skrzypce .
- To, co dawno zostało zapisane w nutach, nie jest skamieliną. W rzeczywistości między nutami jest sporo miejsca na improwizację - podkreślał Tobias Koch, jeden z artystów tegorocznego
Muzeum zostało utworzone w 1955 roku przez Towarzystwo im. Fryderyka Chopina [1]. Dokumentuje życie i twórczość Fryderyka Chopina. Jest działem Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. W zbiorach muzeum znajduje się licząca ok. 7000 obiektów kolekcja chopinianów [2]. Są to m.in. rękopisy, listy oraz inne pamiątki osobiste po
Fast Money. Aktualnie przeglądasz:Życie / Biografia w ogólnym zarysie / Pianista Chopin jako pianistaFryderyk Chopin należał do najwybitniejszych pianistów swojej epoki. Najwięksi wirtuozi i znawcy chylili czoła przed Chopinem-pianistą, zdumiewając się maestrią i niepowtarzalnym urokiem jego gry, podobnie jak oryginalnością i głębią jego muzyki. "Gra on zupełnie tak, jak komponuje, to jest w sposób jedyny" - wyraził swój podziw Robert Schumann, rówieśnik naprawdę grał autor Etiudy Rewolucyjnej, nigdy się nie przekonamy. Fonograf, pianola, nie mówiąc o nowszych metodach utrwalania muzyki, pojawiły się zbyt późno, by zarejestrować grę takich mistrzów fortepianu, jak Chopin czy Liszt. Pozostaje nam jedynie rekonstrukcja: próba "usłyszenia" gry Chopina w naszej wyobraźni, na podstawie licznych źródeł pośrednich - recenzji, wspomnień, świadectw i twórczość Chopina przypadły na okres największej ekspansji fortepianu w dziejach muzyki. Są to nie tylko lata wielkich karier pianistycznych i powstawania wspaniałych dzieł fortepianowych. To także czas ulepszania konstrukcji fortepianu i jego ostatecznego triumfu, a nawet hegemonii pośród instrumentów muzycznych ówczesnej Europy. Na przełomie XVIII i XIX wieku "gorączka fortepianu" ogarnia miasta i kraje; fortepian wypiera klawesyn, lepiej od niego odpowiadając uczuciom i potrzebom estetycznym społeczeństwa u progu epoki romantyzmu. Staje się on wówczas niezastąpionym instrumentem domowym, doskonale też sprawdza się w sali koncertowej. Około roku 1800 - według polskich źródeł - "w każdym uczciwym domu znajdował się fortepian choćby dla parady", a w Wiedniu. - jak podawała prasa niemiecka - "każdy gra, każdy uczy się muzyki".Wielkiemu zainteresowaniu fortepianem towarzyszył rozkwit sztuki pianistycznej. Kulminacja jej popularności zdaje się przypadać na okres międzynarodowej kariery Chopina. Gdy młody kompozytor przybył w roku 1831 do Paryża, znalazł się w samym centrum sztuki muzycznej, w tym także - współczesnych Chopinowi wybitnych i sławnych pianistów europejskich był imponujący. Znajdowali się wśród nich: Johann Baptist Cramer, Johann Nepomuk Hummel - zasłużony dla pedagogiki fortepianowej uczeń Mozarta; John Field, Friedrich Kalkbrenner, Ferdinand Ries i Carl Czerny - uczniowie Beethovena; Maria Szymanowska, Ignaz Moscheles, Johann Peter Pixis czy zażywający wciąż dużej sławy Muzio Clementi. Działalność wirtuozowska, a w większym jeszcze stopniu twórczość kompozytorska wymienionych artystów oddziałała inspirująco na talent pianistyczny młodego Chopina. Byli przecież wśród nich czołowi reprezentanci nowego stylu brillant, któremu hołdował młody młodszą generacją wybitnych pianistów, nierzadko wschodzących sław, łączyły już Chopina stosunki bardziej koleżeńskie, a niekiedy więzy przyjaźni. Należał do tego samego pokolenia, co Franz Liszt, Ferdinand Hiller, Sigismund Thalberg, Henri Herz, Felix Mendelssohn-Bartholdy czy Robert Schumann. Na tle wszystkich, często jakże wybitnych konkurentów, talent pianistyczny Chopina zwracał uwagę swą odrębnością, szlachetnością, a zarazem mistrzostwem technicznym. W ciągu pierwszych lat pobytu w Paryżu młody muzyk z Warszawy zdobył aplauz publiczności i najwyższe uznanie w kręgach artystycznych jako jeden z najświetniejszych pianistów. Dwa lata od debiutu paryskiego wystarczyły, aby w roku 1834 czasopismo "Gazette Musicale" wskazało dwóch największych pianistów epoki: Chopina i Liszta. Dotarcie na szczyty w tak krótkim czasie świadczy o wielkim talencie pianistycznym artysty, talencie niewątpliwie porównywalnym z jego geniuszem pianistycznym Chopina sprzyjało od najmłodszych lat środowisko rodzinne i społeczne. Państwo Chopinowie posiadali fortepian, na którym grała matka kompozytora. Chłopiec bardzo wcześnie ujawnił nadzwyczajną muzykalność i łatwość uczenia się gry na fortepianie. Ze starszą siostrą Ludwiką grywał na 4 ręce, a jako 6-letnie dziecko rozpoczął regularne lekcje gry u pochodzącego z Czech nauczyciela muzyki - Wojciecha Żywnego. Talent pianistyczny chłopca rozwijał się w zdumiewającym tempie. Wydaje się, że mały Fryderyk obdarzony był doskonałym "mechanizmem" gry (koordynacją rąk i palców), a szereg jej tajników opanowywał intuicyjnie. Tym można wytłumaczyć wrodzoną mu łatwość techniczną i szybkie w Warszawie było coraz głośniej o cudownym dziecku, szybko nastąpił jego pianistyczny debiut. Dnia 24 lutego 1818 roku 8-letni chłopiec wykonał podczas wieczoru dobroczynnego jeden z koncertów fortepianowych Vojtêcha Jíroveca. Jedna z warszawskich gazet napisała po tym wydarzeniu: "I na naszej ziemi powstają geniusze". Potem posypały się prywatne zaproszenia z najlepszych domów. Powozy zabierały cudowne dziecko na przyjęcia, które uświetniało swoim popisem. Jest to szczegół istotny, bowiem występy prywatne w salonach przed kameralną publicznością stały się później domeną kariery pianistycznej sześciu latach nauki 12-letni Fryderyk zakończył lekcje u Żywnego. Ówczesna Warszawa nie miała żadnego sławnego nauczyciela fortepianu, jednak bogate środowisko muzyczne i kulturalne miasta zapewniło chłopcu dalszy właściwy rozwój. W Warszawie działał utalentowany muzyk, pianista i organista, Wilhelm Würfel, który był prawdopodobnie drugim - po Żywnym - mistrzem Fryderyka w dziedzinie fortepianu (uczył go także gry na organach). W przeciwieństwie do nieco konserwatywnie nastawionego Żywnego, Würfel potrafił zapoznać ucznia z nowoczesną techniką pianistyczną, typową dla zdobywającego ogromną popularność stylu brillant. W pięć lat po dziecięcym debiucie Chopina, w roku 1823 odbył się kolejny występ młodziutkiego artysty, podczas którego wykonał on koncert Ferdinanda Riesa. Wtedy to po raz pierwszy w jednym z czasopism zestawiono jego nazwisko z młodszym o rok Lisztem, który koncertował właśnie w lata nauki Chopina przyniosły sporadyczne koncerty przed większym audytorium i wiele występów w mniejszym gronie. Na szczególną uwagę zasługuje jego zagraniczny debiut w roku 1826 (na cele dobroczynne) podczas wakacyjnego pobytu w kurorcie Bad Reinertz (dziś Duszniki-Zdrój, miejsce najstarszego festiwalu chopinowskiego). W latach warszawskich - do roku 1830 - Chopin żywo interesował się problematyką pianistyczną. Była ona obecna nie tylko w jego ówczesnej twórczości pozostającej pod wpływem stylu brillant. Planując swą przyszłość, młodzieniec poważnie liczył się z karierą pianistyczną. W rodzinnej Warszawie był już powszechnie znany jako wybitny wirtuoz. Mógł też obserwować innych pianistów, którzy nierzadko odwiedzali miasto. Słyszał Marię Szymanowską, poznał grę samego Hummla (1828), przyglądał się pianistycznej młodzieży, zetknął się z takimi pianistami, jak Stephen Heller czy Antoinette Pechwel - pierwsza fortepianistka Drezna. Największe wrażenie wywarł na nim jednak Paganini, który silnie zainspirował wirtuozowską wyobraźnię styl gry owych wirtuozów, Chopin mógł się z nimi porównywać. Jego wszechstronny rozwój pianistyczny dopełniało muzykowanie z innymi: fortepian Fryderyka towarzyszył nierzadko wiolonczeli, skrzypcom, drugiemu fortepianowi i głosowi ludzkiemu. Wkrótce zaczął on komponować większe utwory na fortepian i orkiestrę, aby dostarczyć sobie odpowiedniego repertuaru na występy w przyszłości, na które nie czekał długo. Już podczas pierwszego pobytu w Wiedniu w roku 1829 Chopin zadebiutował w naddunajskiej stolicy, grając własne Wariacje op. 2 z orkiestrą i improwizując na temat operowy i ludowy (polski). Koncert ten publiczność przyjęła entuzjastycznie, przedzielając każdą wariację oklaskami. W swej relacji listowej kompozytor wspomniał o opinii, że grał "za delikatnie" (po raz pierwszy zwrócono mu uwagę na niedostatek siły dźwięku), ale sam artysta wolał to, niż - jak pisał - "gdyby powiedziano, że gram za mocno". Jeszcze większy sukces odniósł Chopin na drugim wiedeńskim koncercie, zorganizowanym tydzień tak udanych występach przyszła kolej na "dorosły" debiut w Warszawie. Natąpiła seria kilku niecierpliwie oczekiwanych występów, z których pożegnalny - przed opuszczeniem ojczyzny na zawsze - odbył się w Teatrze Narodowym 11 października 1830 roku (z Koncertem e-moll i Fantazją na tematy polskie w programie).Wyjeżdżając z kraju w wieku 20 lat, Chopin był już całkowicie ukształtowanym pianistą o wyrazistym stylu gry, nie należy jednak zapominać, że coraz bardziej pociągała go kompozycja. W przyszłości miał znacznie ograniczyć występy, tymczasem jednak starał się o nie. Chociaż propozycje początkowo pojawiały się rzadko, doszło jednak do kilku ważnych europejskich koncertów, umacniających w szerokim świecie pianistyczną sławę kompozytora. Odbyły się one we Wrocławiu, ponownie w Wiedniu, Monachium (1831) i wreszcie w Paryżu, gdzie Chopin zadebiutował z wielkim sukcesem 26 lutego 1832 roku. W zorganizowaniu debiutu dopomógł mu sam "król fortepianu" Friedrich Kalkbrenner, który proponował nawet przybyszowi z Warszawy lekcje, czego jednak Chopin nie koncertowa Chopina w jego dalszych latach paryskich była dość umiarkowana. Stosunkowo najczęściej, bo ponad 10 razy, dał się słyszeć do 1835 roku (nie zawsze zresztą wzbudzając satysfakcjonujący go aplauz). Małe ożywienie nastąpiło na przełomie lat 1837-1838, kiedy to artysta grał przed rodziną królewską Ludwika Filipa, a w marcu wzbudził zachwyt publiczności w Rouen. W Paryżu - po sześciu latach przerwy - wystąpił w sali Pleyela w roku 1841, grając swoje utwory solowe, a także akompaniując. W tym czasie sława Chopina jako kompozytora i pianisty była już w stolicy Francji niemal legendarna. Podobny występ zorganizowano niecały rok później, po czym paryżanie musieli czekać kolejnych sześć lat, by znów usłyszeć "Ariela pianistów" na ostatnim paryskim koncercie 16 lutego 1848 roku. Ten koncert w Sali Pleyela miał już charakter niemal prywatny, zważywszy na ograniczoną liczbę miejsc (300) i natychmiastowe rozejście się biletów w kręgu paryskiej elity, przede wszystkim arystokracji i przyjaciół się sytuacja osobista Chopina i wydarzenia rewolucyjne w Paryżu przyczyniły się do jego wyjazdu do Anglii i Szkocji w 1848 roku, gdzie mimo złego stanu zdrowia wystąpił jeszcze na kilku koncertach publicznych w Londynie, Manchesterze, Glasgow i w Edynburgu. Ostatni występ Chopina odbył się 16 listopada 1848 roku w Londynie i był - podobnie jak pierwszy przed 30 laty - koncertem zaprezentował się publicznie zaledwie około 40 razy (jeśli uwzględnić jego koncerty dziecięce). Nie lubił bowiem wielkiej sali i gry dla tłumu, odczuwając często ogromną tremę przed koncertem. Niech to jednak nie zmyli nas w ocenie pianistycznego dorobku kompozytora: Chopin był pianistą bardzo aktywnym, ale jego właściwym królestwem pozostawał prywatny salon. Tam, w otoczeniu niewielkiej grupy dobranych osób, nierzadko przyjaciół, czuł się dobrze i z pełną swobodą prezentował swoją sztukę, której nieodłączną częścią była zawsze pianistyka. Grał swoje utwory, w niedościgły sposób improwizował, ale miał w repertuarze także wiele kompozycji innych twórców. Podczas swej kariery pianistycznej, szczególnie w młodszych latach, grywał dzieła J. S. Bacha i Mozarta, których darzył uwielbieniem, a ponadto - Moschelesa, Jíroweca, Riesa. W późniejszym okresie dominowała w jego wykonaniach muzyka przywiązywał wielką wagę do jakości instrumentu i skarżył się, jeśli nie mógł dysponować odpowiednim fortepianem czy pianinem. We Francji jego ulubionymi instrumentami były fortepiany Pleyela; używał też instrumentu Erarda i Chopina mieli na ogół nieodparte wrażenie obcowania ze sztuką pianistyczną nie tylko mistrzowską, ale i prawdziwie wyjątkową, zdecydowanie wyróżniającą się na tle produkcji wielu innych artystów. Choć żaden jej materialny ślad nie mógł dotrwać do naszych czasów, dysponujemy szeregiem źródeł pośrednich, pozwalających poznać w najogólniejszych zarysach postawę estetyczną, jakiej hołdował twórca Etiud. Do źródeł tych należą liczne recenzje z występów publicznych Chopina, zamieszczane w czasopismach polskich, austriackich, niemieckich, francuskich i angielskich. Bezcenne są wypowiedzi poszczególnych osób, które słyszały Chopina również w warunkach kameralnych, "prywatnych", lepiej odpowiadających wrażliwości artysty. Osobną grupę stanowią świadectwa uczniów Chopina, którzy mieli szczególny wgląd w warsztat pianistyczny Mistrza, jak też orientację w wyznawanych przezeń poglądach estetycznych. Specjalne miejsce w źródłach zajmują Szkice do metody gry fortepianowej autorstwa samego uczeń Chopina - Karol Mikuli podkreślał niezwykle rozwiniętą technikę gry swego nauczyciela, niespotykaną równość gam i pasaży we wszystkich rodzajach artykulacji, naturalną łatwość i brak skrępowania mechanizmu. Opinię tę odnaleźć można także w wielu najwcześniejszych źródłach (recenzje), w których mowa jest o "łatwości największej", o dokładności gry artysty, czystym i pewnym uderzeniu, doskonałej biegłości pianistycznej. "Nieopisana sprawność techniczna, klarowność wykonania" to niektóre określenia przywołane przez lipską "Allgemeine Musikalische Zeitung", podczas gdy recenzent "Allgemeine Theaterzeitung" stwierdzał: "jego gra wykazuje najwyższą biegłość".Oto więc pierwsza uderzająca wielu świadków zaleta Chopina-pianisty: rewelacyjna sprawność manualna, techniczna. Kompozytor nie miał zbyt dużych rąk, za to były one bardzo giętkie, pozwalały bez wysiłku realizować najtrudniejsze figury pianistyczne. Inną cechą gry Chopina była szczególna subtelność i lekkość uderzenia - przy całej jego pewności - delikatność połączona z najgłębszym uczuciem, czemu także mogło służyć doskonałe cieniowanie. "Każde uderzenie klawisza jest u niego wyrazem serca" - pisała "Gazeta Warszawska"; "przeszedł nawet Hummla w delikatności uczucia i wytworności smaku", "jest par excellence pianistą uczucia" - oceniał Leon Escudier. Lekkość, "dyskretne uderzenie", "ujmująca delikatność gry", wzmiankowane były często w relacjach z koncertów Chopina. Cechy te nie wykluczały u artysty obecności "męskiej i szlachetnej energii" (Mikuli), wolnej jednakże od określeniem "lekkość, delikatność" wiązała się także pewna cecha, z pewnością niepożądana w większych salach koncertowych - brak dużego dźwięku. Cechę tę zauważali liczni recenzenci: "wydobywa on nie dość dźwięku z instrumentu" - pisał dziennikarz po paryskim debiucie Chopina; kameralność i brak rozmachu w muzyce i wykonaniu dostrzegł recenzent "Manchester Guardian".Wydaje się, że nastawiony bardziej na niuanse Chopin nie czuł się stworzony do gry potężnej brzmieniowo, zbliżającej się do efektów orkiestrowych, pełnej estradowego blasku. Jego mistrzostwo techniczne polegało na doskonałym operowaniu artykulacją legato, na dążeniu do naturalności i szlachetności gry. Legato - podstawowy sposób artykulacji u Chopina, polega na pięknym łączeniu dźwięków przez analogię do sztuki wokalnej. Kompozytor lubił powoływać się na technikę śpiewu, demonstrując na przykładzie bel canta logikę i naturalność frazowania. Z tradycją sztuki wokalnej związane było także sławne tempo rubato, dopuszczające pewną chwiejność metryczną w przebiegu muzyki, przy czym często powtarza się zalecenie Chopina: lewa ręka, akompaniament, to kapelmistrz, maestro di cappella (ma trzymać puls), podczas gdy melodii należy się przywilej ad libitum, niczym kaprys operowej kompozytor w Szkicach do metody gry fortepianowej pozostawił szereg niezwykle ważnych stwierdzeń odnoszących się do techniki pianistycznej. Akcentował zgodność ukształtowania ręki z budową klawiatury, z czego miała wynikać swoista łatwość "poruszania się" na klawiaturze. Giętka ręka stanowiła jeden z podstawowych warunków właściwego mechanizmu, który miał służyć "umiejętnemu cieniowaniu pięknej jakości dźwięku".Słowa są jednak bezradne wobec fenomenu, jakim dla słuchaczy pozostawała sztuka pianistyczna Chopina. Stanowiła ona niepowtarzalne, oryginalne zjawisko w dziejach muzyki. Możemy tylko, jeśli starczy nam wyobraźni, poszukiwać dalekiego echa tej dziedziny kunsztu Poety Dźwięków. Artur Bielecki
Kto by się spodziewał, że na Warszawskiej Jesieni będzie można autentycznie się wzruszyć, i to instalacją! A jeszcze na dodatek, że będzie miało to związek z Chopinem… W Studiu Tęcza wczoraj wieczorem „odsłonięto” trzy okołochopinowskie instalacje stworzone przy współorganizacji Centrum Sztuki WRO, które będą czynne jeszcze do soboty, plus jeszcze kilka innych, czynnych od dziś. Instalacji w ogóle na tej Jesieni dostatek, bo jeszcze jutro otwiera się bardzo zabawna pt. qub (autorstwa Krzysztofa Knittla i Marka Chołoniewskiego) na dziedzińcu Uniwersytetu Muzycznego, a poza tym do czwartku jeszcze jest fortepian Gordona Monahana na Placu Zamkowym (jeszcze nie dotarłam). W Studiu Tęcza najpierw wchodziło się przez przestrzeń nazwaną Mapping Chopin, a stworzoną przez Pawła Janickiego. Chodziło się po podłożu oświetlonym na niebiesko, na którym pokazywały się wzory i odzywały się dźwięki, szybciej, wolniej, zależnie od poruszania się po tym terenie ludzi. A te dźwięki – to były utwory Chopina. Najlepsza okazała się Tarantella, był też Walc a-moll, Nokturn g-moll op. 15 nr 3 oraz Etiuda As-dur op. 25 nr 1. Jakie pyszne tańce prowokowała ta zabawa! Ciekawe, że najpierw próbujemy jakoś sterować tą grającą maszyną, ale w końcu maszyna zaczyna sterować nami. Potem przeszliśmy w głąb hali, gdzie były ustawione krzesła, przed nimi trzy ekrany, jak tryptyk, a przed tymi ekranami – fortepian Yamaha Disklavier. Taki, który, jak się zaprogramuje, to sam gra. I właśnie grał sam podczas krótkiego utworku klasyka polskiej sztuki wideo, Józefa Robakowskiego, pt. Attention: Light! (dla Paula Sharitza). Ma toto długą historię, którą p. Robakowski opowiedział przed wykonaniem, a która jest może ciekawsza od samego utworku – najbardziej mi zapadł w pamięć obrazek, jak rzeczony Sharitz, amerykański performer, w mieszkaniu autora wymachiwał kamerą w rytm puszczanych na cały regulator mazurków Chopina – puszczanych na jego życzenie, bo chciał coś bardzo polskiego. Sam utworek polegał na tym, że Disklavier grał ostatniego mazurka, a do tego ekrany rozbłyskiwały w różnych, wciąż zmieniających się jaskrawych kolorach; było to dość nużące. Ale w końcu doszliśmy do clou programu. Jarek Kapuściński najpierw także sam opowiedział o idei swojego utworu Gdzie jest Chopin. Przede wszystkim – jaka jest odpowiedź na tytułowe pytanie? Bo przecież, patrząc w sensie dosłownym, to Chopina nie ma. Ale gdy go słuchamy, jest w nas. I Jarek udowadnia to w przepiękny sposób. Oczywiście nie gra Chopina dosłownie, jest co prawda świetnym pianistą, ale także kompozytorem, więc na użytek projektu przekomponował sobie Preludia op. 28, ale z wielkim smakiem i w sposób rozpoznawalny. Tę indywidualną interpretację grał różnym ludziom w dwunastu miastach w krajach, gdzie Chopina się kocha, ale on sam nigdy tam nie dotarł. Kamerzyści filmowali reakcje tych ludzi, a potem – ich wyraz twarzy podczas rozmów o Chopinie. Potem to wszystko zostało poddane pracochłonnemu montażowi i dopasowaniu do muzyki. Wyszło to fantastycznie i po prostu wzruszająco. Same twarze, pokazane z bliska, uśmiech, powaga, smutek, nawet płynące łzy, ale i śmiech. Ludzie w różnym wieku, różnej płci, o różnych kolorach skóry. Ludzie, którzy w swoim przeżywaniu, a bez wątpienia były to głębokie i szczere przeżycia, byli po prostu piękni. Rozmawiałyśmy potem wracając z koleżankami do domu, że – co ciekawe – choć jest to bardzo intymny kontakt z tymi ludźmi, nie odczuwamy cienia żenady, jaka towarzyszy naruszeniu cudzej prywatności. Wielu ludzi na sali się popłakało ze wzruszenia. Ja nie, ale uśmiechałam się cały czas. Jarek przyznał się nam później, że podczas wykonania utworu (na początku Disklavier grał sam, potem kompozytor zasiadł do niego i sam grał, dopiero na koniec znów zostawił instrument sam) on też popłakuje, kiedy patrzy na tych ludzi. Bo naprawdę są piękni. Już dziś wyleciał do Londynu, a Disklavier będzie grał w Studiu Tęcza za niego. To nie to samo, ale prawie.
Ranking najlepszych wykonawców muzyki Chopina Polska, a zwłaszcza Warszawa, przeżywa prawdziwy najazd największych sław światowej pianistyki, pragnących uczcić swoją grą przypadające właśnie w tych dniach 200. urodziny największego polskiego kompozytora, jednego z czterech absolutnych geniuszy muzyki (obok Bacha, Mozarta i Beethovena). Okazja to niezwykła do zachwytów i porównań, ale także do zastanowienia się nad fenomenem Fryderyka Chopina, który, zwłaszcza w XX stuleciu, opanował cały świat, w tym regiony, które pielęgnowały inną niż europejska tradycję kulturalną. Czy pielgrzymka najbardziej kasowych i głośnych gwiazd fortepianu do chopinowskiej mekki przyniesie nam jakieś niezwykłe, dotąd jeszcze nieznane doznania estetyczne? Czy po raz pierwszy od 200 lat usłyszymy multiplikowanego super-Chopina? Niestety nie. Sława, perfekcja, pozycja na rynku nagraniowym i w rankingach medialnych nie zawsze przystają do specyfiki twórczości Fryderyka Chopina. Jak powiedział w wywiadzie drukowanym w “Przeglądzie” przed tygodniem prof. Andrzej Jasiński, jeden z najwybitniejszych chopinowskich pedagogów i jurorów, muzyka tego akurat twórcy ze względów interpretacyjnych i estetycznych nie dla każdego może być dostępna. 17-, 18-letni artyści potrafią się wspiąć na sam szczyt chopinowskiej maestrii, a do innych, dużo starszych i bardziej doświadczonych wirtuozów Chopin “nie przyjdzie”. Nigdy. Światowe sławy w Warszawie Nadzwyczajne koncerty urodzinowe, które są pierwszą z trzech dominant Roku Chopinowskiego, mogą być tego przykładem. Rocznicowe obchody rozpoczął występ Lang Langa, nazywanego “najbardziej energetycznym pianistą świata”. Niespełna 30-letni Chińczyk jest “pianistycznym smokiem” zdolnym pożreć każdy materiał muzyczny. Na tym zasadza się jego niesamowita popularność i w Chinach, i na całym świecie. Zwłaszcza do młodego słuchacza przemawia osobowość Lang Langa, dla niego samego zaś Chopin jest kimś ważnym i bliskim. To wielki bonus dla organizatorów Roku Chopinowskiego, że ten artysta zechciał nie tylko przyjechać na koncerty do Warszawy, lecz także bierze udział w międzynarodowym projekcie filmowym “Project Chopin”, w którym opowiada o Chopinie i gra jego etiudy, utwory o wirtuozowskiej skali trudności. Lang Lang zachwycił publiczność, choć jego chopinowskie interpretacje do historii ani kanonu nie wejdą, bo pianista ten mimo ogromnych możliwości ekspresyjnych nie jest typem nostalgicznego introwertyka, wydaje się też zbyt przesiąknięty medialnym osadem. W końcówce lutego jednak napięcie, jak w recepcie Alfreda Hitchcocka na film grozy, zaczęło rosnąć. Program koncertów urodzinowych obejmował bowiem występy aż 11 pianistycznych znakomitości w ciągu tylko siedmiu dni. Czegoś takiego jeszcze nie było, aby obok zwycięzców konkursów chopinowskich z lat 1970, 1980, 1990, 2000 i 2005 (mowa tu o Garricku Ohlssonie, Dang Thai Sonie, Kevinie Kennerze, Yundi Lee i Rafale Blechaczu) zagrali recitale z muzyką tego kompozytora artyści, którzy (poza Januszem Olejniczakiem) zrobili światowe kariery jakby niezależnie od tej ważnej, ale całkowicie monograficznej imprezy muzycznej – Daniel Barenboim, Piotr Anderszewski, Leif Ove Andsnes, Jewgienij Kissin, Murray Perahia i Ivo Pogorelić. Kto z tej plejady jest z krwi i kości chopinistą doskonałym? Kanon nr 1 Aby ustalić hierarchię najznakomitszych dzisiaj wykonawców muzyki Chopina, trzeba zacząć od wytyczenia wzorów tzw. niedościgłych. Należał do nich bez wątpienia Artur Rubinstein (1887-1982), urodzony w Łodzi, ale od młodych lat mieszkający za granicą, jeden z najwybitniejszych wirtuozów fortepianu w XX w. Może to wyjątek potwierdzający regułę, ale Chopina grał znakomicie, choć wcale nie był nostalgicznym introwertykiem, raczej przeciwnie, żywiołowym królem życia. To dlatego pokochali go Hiszpanie i inni Latynosi, bo muzykę z tego kręgu grał znakomicie. Pokochali go też Polacy, właśnie za niedościgłe interpretacje Chopina (i przyjaźń z Szymanowskim). Rubinstein był po wojnie jurorem konkursów chopinowskich i w jakimś stopniu własnymi kreacjami stworzył chopinowską normę. Do tego rubinsteinowskiego kanonu nawiązywali niezrównani chopiniści powojenni, Halina Czerny-Stefańska i Adam Harasiewicz, zwycięzcy konkursów chopinowskich w 1949 i 1955 r. To właśnie tych dwoje utwierdziło przekonanie, że granie Chopina jest polską specjalnością, choć nie można zapomnieć, że pierwszym w historii zwycięzcą konkursu był Rosjanin z ZSRR, Lew Oborin, człowiek skromny, introwertyczny, który nie tylko nie zrobił wielkiej światowej kariery, ale nawet w ZSRR nie należał do żadnej czołówki. Ten pierwszy konkurs w 1927 r., kiedy wszyscy pamiętali jeszcze doskonale paniczny strach przed bolszewikami i “cud nad Wisłą” z roku 1920, był dla polskich melomanów zaskoczeniem i szokiem, bo zobaczyli i usłyszeli doskonale przygotowaną ekipę radzieckich pianistów, którzy również wiele lat później mogli wyjeżdżać z Warszawy z tarczą. Znakomici Rosjanie zwyciężali w chopinowskich igrzyskach wielokrotnie, także w 1937, 1949, 1985 i 1995 r., co tłumaczono sobie podobieństwami naszych słowiańskich dusz. Jednak kiedy w latach 1960 i 1965 zwycięzcami konkursu okazali się Maurizio Pollini i Martha Argerich, polski czy słowiański monopol został na długie lata przełamany. Ale nie do końca. Wspaniała dwunastka Jak dziś wygląda chopinowska hierarchia? Wydaje się, że Polacy odzyskali markę w dziedzinie wykonawstwa tej muzyki. Dzięki Krystianowi Zimermanowi, zwycięzcy konkursu w 1975 r., który dosyć skomplikowanymi metodami (gra mało, a w Polsce pojawia się raz na 10 lat) utrzymuje najwyższą pozycję, i ostatniemu zwycięzcy z 2005 r. Rafałowi Blechaczowi nasze miejsce w rankingu jest niezagrożone. A wspierają je dzielnie laureaci niższych nagród z kolejnych konkursów, którzy Chopina grają dobrze i chętnie: Piotr Paleczny, Ewa Pobłocka, Krzysztof Jabłoński, a zwłaszcza szalenie aktywny Janusz Olejniczak, który z tej racji, że jest bodaj najmłodszym i ostatnim wychowankiem prof. Zbigniewa Drzewieckiego, sławnego pedagoga, wychowawcy Czerny-Stefańskiej i Harasiewicza, uchodzi obecnie za depozytariusza chopinowskiej spuścizny i najszlachetniejszego tradycyjnego stylu. Do tej znakomitej drużyny dochodzą pianiści, którzy na konkursach nie odnieśli większych sukcesów albo w ogóle w nich nie brali udziału, ale swym talentem i artystyczną intuicją zbliżyli się do rubinsteinowskiego kanonu. Dotyczy to przede wszystkim Piotra Anderszewskiego, artysty oryginalnego i niezwykłego, rozpiętego podobnie jak Rubinstein pomiędzy dwoma bliskimi sobie narodami (polsko-węgierskie pochodzenie), muzyka przepojonego radością życia, chętnie dzielącego się swą sztuką i mającego zawsze w zanadrzu kilka zaskakujących pomysłów. Obok Anderszewskiego powstaje pustka, bo trudno dorównać komuś takiemu, choć w dziedzinie chopinistyki może on mieć jeszcze wielu, jeśli nie konkurentów, to partnerów. Choćby takich jak Wojciech Świtała, Ewa Kupiec, Zbigniew Raubo. Poza polską drużyną jest grupa wspaniałych Rosjan, a na samym szczycie tej drabiny znajduje się nie Stanisław Bunin (zwycięzca naszego konkursu z 1985 r.), ale natchniony, demoniczny i introwertyczny Grigorij Sokołow. Polonezy Chopina w jego wykonaniu to rozdzierające dramaty, w których artysta podróżuje między rozpaczą a wściekłością, między piekłem a niebem. Do rosyjskich filarów chopinistyki dołącza młody gwiazdor estrad koncertowych, Jewgienij Kissin. Ma on już w swoim kraju licznych i nawet młodszych konkurentów na ścieżce sławy, ale odtwórczość Chopina to w jakimś sensie wyższa szkoła jazdy. Prędzej może się on mierzyć z osiadłą w Polsce Tatianą Szebanową (mamą Stanisława Drzewieckiego) niż wschodzącymi gwiazdami klawiatury. Tutaj sformułowane przez prof. Andrzeja Jasińskiego w cytowanym już wywiadzie kryteria stylu wydają się nie do zastąpienia: elegancja, wrażliwość, nuta smutku i nostalgii, unikanie efekciarstwa i hałasu, wierność partyturze, swoiste rozumienie polskości, obeznanie z nadwiślańskim krajobrazem. Druga strona medalu To właśnie dlatego tzw. megapianiści i wirtuozi pełną gębą z trudem zbliżają się do Chopina. Kompletną klęskę poniósł na tym polu Ivo Pogorelić, który, jak napisał jeden z recenzentów, “kroi Chopina w plasterki”. Nie bardzo potrafią się odszukać w tej kategorii takie sławy jak Daniel Barenboim, Murray Perahia czy Alfred Brendel. Ten pierwszy jest zbyt głośny, drugi sztucznie subtelny, a trzeci drętwy. Wśród najbardziej uzdolnionych pianistów Dalekiego Wschodu łatwiej znaleźć wrażliwego introwertyka, takiego jak Wietnamczyk Dang Thai Son, który liznął trochę europejskiej atmosfery i zakochał się w mazurkach i nokturnach, niż pomiędzy wychowankami najsławniejszych amerykańskich uczelni, co jednak wcale nie jest wykluczone. A ponieważ Chopin był z pochodzenia pół-Francuzem, warto czasami posłuchać pianistów znad Sekwany. Gdyby Chopin żył, może grałby tak jak Alexandre Tharaud…? ———————————— Chopinistyczna czołówka Krystian Zimerman Rafał Blechacz Piotr Paleczny Ewa Pobłocka Krzysztof Jabłoński Janusz Olejniczak Piotr Anderszewski Grigorij Sokołow Jewgienij Kissin Dang Thai Son Alexandre Tharaud Podobne wpisy
gdy chopin grał podkład chomikuj